OPOWIEŚĆ WIGILIJNA Z POLTINO

Najbliższe dni to okres intensywnych przygotowań do świąt. Mam nadzieję, że pomiędzy zakupami, lepieniem pierogów czy smażeniem karpia znajdziecie chwilkę aby dołączyć do zabawy, którą wspólnie z organizatorem, Agencją „Mucha nie siada” oraz marką Poltino przygotowałam dla czytelników Cafe Babilon.

Prześlij w komentarzu pod tym postem historię związaną z przygotowaniami do kolacji wigilijnej. Może to być opowieść o sukcesach lub wpadkach kulinarnych albo o czymś zupełnie niezwiązanym z gotowaniem. Historia może być prawdziwa lub wymyślona, jest tylko jeden warunek – wpleć do tej opowieści jeden z produktów marki Poltino (tutaj możesz zobaczyć, co oferuje producent).

Organizator przygotował dla uczestników konkursu dwie nagrody:

Nagrodą za pierwsze miejsce w konkursie jest 8-elementowy zestaw okuwanych garnków z Fabryki Naczyń Emaliowanych Silesia Rybnik oraz 18-sto składnikowy zestaw mrożonek z Poltino.

Osoba, która zajmie drugie miejsce otrzyma 18-sto składnikowy zestaw mrożonek z Poltino.

konkurs-z-poltino

Regulamin konkursu

  1. Organizatorem konkursu na blogu jest Agencja „Mucha nie siada„, na zlecenie marki Poltino. Nagrody ufundowała marka Poltino, a partnerem jest blog Cafe Babilon.
  2. Zadanie konkursowe polega na napisaniu krótkiego opowiadania, zgodnie z określonymi wyżej zasadami.
  3. Konkurs rozpoczyna się dnia 18.12.2016 i trwa do dnia 27.12.2016 do godziny 23.59.
  4. Uczestnikiem konkursu może być każda osoba pełnoletnia.
  5. Nagrodami w konkursie są:
    – za 1 miejsce 8-elementowy zestaw emaliowanych garnków FNE Silesia Rybnik oraz zestaw 18 produktów marki Poltino
    – za 2 miejsce zestaw 18 produktów marki Poltino
  6. Zwycięzcy zostaną wyłonieni w ciągu 5 dni od dnia zakończenia konkursu przez przedstawiciela marki Poltino.
  7. Osoby nagrodzone w ciągu 3 dni od ogłoszenia wyników konkursu są zobowiązane do przekazania  danych adresowych i podatkowych, które zostaną wykorzystane tylko w celu realizacji wysyłki nagrody i nie będą przetwarzane w innych celach.
  8. Nagrody wysyła Agencja Reklamowa „Mucha nie siada” na terenie RP (w terminie do 30 dni).
  9. Osoba biorąca udział w konkursie dodając zgłoszenie jednocześnie akceptuje regulamin.
  10. Konkurs nie jest grą losową w rozumieniu ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach losowych i zakładach wzajemnych (Dz.U. Nr 68, poz. 341 z późniejszymi zmianami).
Print Friendly, PDF & Email

Zobacz także...

23 komentarze

  1. Jak Poltino uratowało sytuację 🙂

    Przed świątecznym i wigilijnym dniem bardzo mroźnym i śnieżnym. Mój tata był na zakupach o które prosiła mama by już dzień wigilijny spędzić w domu na przygotowaniach a nie na zakupach. Więc tata zabrawszy kartkę z wypisana lista zakupów pojechał do miasta. Nie było go 3 godz. Z niecierpliwością wypatrywaliśmy go patrząc w okna czy już wraca, a pogoda z godziny na godzinę się pogarszała. W końcu wrócił tato cały i zmarznięty z siatkami zakupów z listy. Rozebrał się i poszedł zanieść zakupy do kuchni. Rozpakowywał zakupy i sprawdzał jeszcze z lista czy ma wszystko i nagle…brakowało mu jednej pozycji z zakupów BURACZKÓW na barszcz. I co tu zrobić pogoda fatalna, iść ponownie odpada. Więc wypakował zakupy pochował gdzie ich miejsce i między czasie go olśniło że tydzień temu kupował mrożonkę Poltino tarte buraczki. Więc czym prędzej poszedł sprawdzić zamrażarkę czy tam są i…. były 🙂 ucieszył się bardzo. Nazajutrz mama zajęła się pierogami, my choinka a tata miał ugotować barszcz na wigilię. Nic mamie nie mówił, że nie kupił buraków bo zapomniał, więc sprytnie przygotował szybko barszcz ale w troszkę innym wydaniu. Kiedy wszystko było przygotowane do wigilii a my podzieleni opłatkiem czekaliśmy aż tata wniesie wyczekiwany barszcz w wazie. Mama zaczęła nakładać i pyta a co to, przecież miałeś ugotować czysty barszcz…a tata powiedział mamie że zapomniał, a w domu były buraczki tarte Poltino które parę dni wcześniej kupił i zapomniał o nich a teraz uratowały sytuacje bo nie musiałem iść ponownie do sklepu w pogarszająca się pogodę – oznajmił tata. Mama się zaśmiała, i spokojnym wesołym głosem oznajmiła że nic sie nie stało taka odmiana też jest fajna i bardzo pyszna a najlesze w tym wszystkim, że przyrządzenie barszczu poszło Ci ekspresowo.

  2. HISTORIA MOJA W KUCHNI SIĘ ZACZYNA, GDZIE NA WIGILIJNY OBIAD CZEKA CAŁA RODZINA. KAŻDY WYPATRUJE I SPOGLĄDA W GARNKI, GDZIE PYRKA POWOLI BIGOS I ŁAZANKI. PIEROGI LEPIĘ, RĘCE CAŁE W MĄCE, ZROBIĘ ICH TYLE, ŻE STARCZY NA MIESIĄCE. RYBKI NA PATELNI W OLEJU SIĘ SMAŻĄ, DO NICH WARZYWKA JESZCZE MI SIĘ MARZĄ. ŚLEDZIE JUŻ GOTOWE, PASZTECIKI W DRODZE, MAM NADZIEJE, ŻE Z POŚPIECHU NIE WYLĄDUJĄ NA PODŁODZE. JESZCZE CIASTO, PIEC JUŻ SIĘ GRZEJE, MIESZAM, BIJE I UCIERAM SPORO SIĘ TU DZIEJE. NA MAKOWIEC MAM TEŻ CHĘTKĘ, BIORĘ SIĘ ZA NIEGO, MOŻE ZROBIĘ TEŻ KLUSECZKI, BY WYBIERAĆ BYŁO Z CZEGO. DO WIECZORA JUŻ NIEDŁUGO, LEDWIE GODZIN PARE, A JA ŁAPIĘ SIĘ ZA GŁOWĘ, KRZYCZĘ „BURAKI SĄ ZA STARE!”. SKĄD JA TERAZ BARSZCZ WYTRZASNĘ? CO MAM TERAZ ZROBIĆ? NIE MAM CZASU NA ZAKUPY, KTOŚ CHCE MNIE TU DOBIĆ? NA RATUNEK KTOŚ PRZYBYWA. SPYTASZ KTO TO TAKI? TO POLTINO, BARSZCZ MROŻONY, KOCHAM TAKIE SMAKI! DZIĘKI NIEMU TA WIGILIA BYŁA WSPANIAŁA, A PANI DOMU OKRZYKNIĘTA „AGATA WSPANIAŁA”! ŚWIĄTECZNY CHAOS TO NIE LADA WYZWANIE, Z POLTINO DASZ RADĘ OGARNĄĆ KAŻDE GOTOWANIE.

  3. Owoc miłości nie zawsze jest „słodki”.

    Bohaterowie mojej opowieści są dla mnie wyjątkowo ważni, ich poruszająca, autentyczna historia skłoniła mnie do wzięcia udziału w tym konkursie i wierzę, że pomimo braku jakichkolwiek humanistycznych talentów opowiem ją z serca.
    Historia rozpoczyna się w połowie grudnia „kilka” lat temu. Zbliżała się pierwsza wspólna Wigilia młodego małżeństwa – Anny i Grzegorza. Za oknem piętrzyły się góry śniegu szczypał mróz i panowało przedświąteczne szaleństwo. Na dachach samochodów można było dostrzec wielkie świąteczne drzewka, towary znikały ze sklepowych półek, a ludzie na ulicach, obładowani torbami pędzili, żeby ze wszystkim zdążyć. Anna spodziewała się dziecka i była odrobinę osłabiona więc nie robiła wszystkiego w biegu tylko, niezwykle zorganizowana, ze spokojem realizowała kolejne punkty na liście rzeczy „ do zrobienia”. Prezenty zapakowane leżały już pod choinką, a ona wypisywała resztę produktów potrzebnych do przygotowania tradycyjnych wigilijnych potraw i świątecznych wypieków. W ich domu Grzegorz zajmował się takimi zakupami, bo miał więcej cierpliwości i siły do targania wielkich toreb.
    Tuż przed Wigilią Anna bardzo osłabła, okazało się, że jej ciąża jest zagrożona i musi przez kilka dni zostać w szpitalu. Grzegorz został w ich małym mieszkaniu sam. Przygnębiony , zmartwiony ale pełen nadziei, że jego dziewczynom nic się nie stanie (wiedział, że spodziewają się córki). Gdy nastał wigilijny poranek, postanowił ugotować swojej małżonce jedną ze świątecznych zup, żeby mogła poczuć chociaż smak świąt. Doświadczenie w kuchni miał znikome, jego sztandarowym daniem były placki ziemniaczane i ewentualnie jajecznica więc zrobienie zupy grzybowej okazało się nie lada wyzwaniem. Ale! Los mu sprzyjał, w zamrażarce znalazł mrożonki Poltino, a wśród nich – zupę grzybową i dodatkowo barszcz ukraiński. Dzięki pysznym mieszankom i niezwykle prostym sposobie przygotowania migiem przygotował nie jedną ale dwie świąteczne potrawy. Zapakował je w słoiki i zawiózł małżonce, by ich pierwszą wspólną, mini wigilijną kolację spożyć razem, co prawda w szpitalu ale z domowymi specjałami i w rodzinnej atmosferze.

  4. W wigilijny wieczór oczekiwałam na przybycie gości. Pięknie udekorowany stół, smaczne dania, zapalone świece wprowadzały miłą atmosferę. Gdy członkowie rodziny zaczęli przybywać, postanowiłam rozgrzać zupę grzybową. Kiedy wyjmowałam garnek z lodówki, potknęłam się i zupa wylądowała na podłodze. Huk upadającego naczynia przywołał gości do kuchni. A tam ich oczom ukazały się grzyby pływające po podłodze i ja bezradnie pochylona nad nimi. Posmakowałam pozostałość zupy i ucieszyłam się! Zupa była zbyt mocno doprawiona. Dobrze, że nie trafiła na wigilijny stół. Przypomniałam sobie, że w zamrażalniku schowałam zupę grzybową z makaronem marki Poltino. Moja radość była ogromna! Szybko przygotowałam nową zupę grzybową, smakowała wybornie.
    Dzięki marce Poltino uniknęłam wielkiej kulinarnej kompromitacji, a produkty marki Poltino często królują na moim stole, nie tylko świątecznym.

  5. Powiedzmy sobie szczerze: ambitne bestie nie mają w życiu lekko… A Nula była ambitną bestią z kulinarnymi zapędami. I właśnie zamierzała przygotować samodzielnie pierwszą w życiu Wigilię dla siebie, rodziców i siostry, która specjalnie na tę okazję wykombinowała sobie kilka dni urlopu i przylatywała z dalekiej Walii prosto do Nulowego mieszkania w Poznaniu.

    Miało być wzruszająco, pięknie i klasycznie. No i obficie, bo przecież polskie Święta to synonim obfitości, a Nula – jak na polonistkę przystało – kochała synonimy. 😀

    Ciasta były już gotowe. Stosy pierników zdobiły blaty w całym mieszkaniu, część zwisała z choinki i udawała girlandę nad oknem w pokoju. Do tego makowiec (ciut oklapnięty, ale z charakterem, bo kucharka nie pożałowała bakalii), sernik z malinami (nie zerwanymi, a wyrwanymi z czułych objęć lodówki w markecie i firmowanymi znakiem jakości Poltino), keks nadziany jak wymarzony narzeczony dla Nuli (gwoli ścisłości – wymarzony przez Nulową mamę, bo sama „stara panna na wydaniu” miała w tej kwestii nieco inne priorytety)…

    Kapusta z grzybkami (no, z pieczarkami Poltino, ale przecież pieczarka jest grzybem! A w lasach było marnie w tym roku…) też przegryzała się już na balkonie, zabezpieczona solidnie przed zakusami wszędobylskich gołębi. I kluski z makiem – makiełki, bo tak się zowie owo danie w Wielkopolsce – też czekały już na swoje wielkie wejście na stół – a na nie z kolei czekał pewnie ojciec rodu, łasuch patentowany.

    Czego brakowało? Trzech rzeczy.

    Spokoju – bo Nula co chwilę sprawdzała nerwowo, czy aby na pewno wszystkie kąty mieszkania godne są oglądania szlachetnymi – i wszechwidzącymi – oczami mających się zjawić wieczorem gości. Co wprowadzało w jej ruchy i myśli pewną nerwowość. Niewielką, ale jednak.

    Barszczyku – zakwas czekał wciąż na swoje wielkie wejście, a na stole leżały trzy konkurencyjne książki kucharskie z trzema różnymi przepisami, konfudując decydentkę i paraliżując jej ruchy.

    No i uszek z pierogami – choć ciasto na nie już leżało w misce, zakryte lnianą ściereczką i aż prosiło się o akcję…

    Paraliż przerwany został dopiero dzwonkiem telefonu. To siostra – młodsza, ładniejsza i bardziej światowa – dzwoniła, żeby oznajmić, że jest już na lotnisku w Bristolu i czeka na odprawę. Co oznaczało, że za jakieś 4 godziny zobaczą się na miejscu.

    4 godziny. Czas operacyjny.

    Rany boskie!

    Gdyby Nula była bohaterką kreskówki, w tym momencie nabrałaby cech Strusia Pędziwiatra, ruszając z kopyta w stronę kuchni. Ponieważ jednak była niewiastą stateczną, nieco po trzydziestce, a w dodatku nieco pulchną, zerwała się z krzesła, które stanowiło jej chwilowe schronienie i potruchtała do kuchni, uważając, by nie potrącić choinki, stołu przyobleczonego już w szlachetną biel (z obrusowymi plamami pozakrywanymi strategicznie stroikiem, serwetą, świecznikiem i misą z piernikami) ani paczek z prezentami dla szanownych wizytatorów.

    Pierogi i uszka ulepiła w tempie Pendolino, przepis na barszcz wylosowała, zamykając oczy i celując palcem na oślep w stronę ksiąg kucharskich i zaraz zabrała się za realizację. Po dwóch godzinach na stolnicy pyszniły się karne rzędy pierogów z kapustą i grzybami oraz uszek (wyglądających jak uszy gremlinów, ale przynajmniej charakternych), w garnku bulgotał barszczyk, a Nula uwijała się po niewielkim pomieszczeniu, usuwając ślady swojej mącznej działalności jedną ręką, a drugą – sięgając ku lodówce, by wydobyć z niej rybę czekającą na smażenie. Po kolejnej godzinie ryba była gotowa, barszcz pachniał, jakby chciał zrobić konkurencję piernikom, a Nula uznała, że pierogi poczekają, aż ona ogarnie się nieco i ugotuje je „na świeżo” tuż przed rozpoczęciem akcji „Wieczerza”. 😀

    Czas operacyjny: godzina. Około.

    Na łóżku czekały już odświętne szaty (czyli ulubiona czarna kiecka Nuli i jej równie ulubione, choć nieco wysłużone: buty, sweterek oraz kolczyki), wystarczyło więc skoczyć pod prysznic i wrócić do zajęć, by w ostatniej chwili wskoczyć w elegancki strój, minimalizując przy tym ryzyko zabrudzenia go wigilijnym jadłem.

    Już po chwili strumień cudownie ciepłej wody spłynął na Nulową łepetynę.
    Spłynął, aby sekundę później zmienić się w wodospad, w dodatku korzystający z przywileju tryskania w każdym kierunku – w dół, w górę, na boki…

    Szlag! Zanim zdążyła zorientować się, co się dzieje, poczuła, że dzierży w dłoni zupełnie nieumocowaną słuchawkę prysznicową ze smętnie zwisającym z niej wężem, a woda leci sobie w najlepsze z baterii i nie zamierza przestać!

    Zawór? Główny w piwnicy! Ale w łazience jest też jeden! Zaraz…

    Po około 10 sekundach Nula zorientowała się, że ma jeszcze jedno wyjście: po prostu… kran. Zakręcony, przestał natychmiast obdarzać ją strumieniami wodnych łask. I to chwilowo rozwiązało problem, choć urwany kawał węża prysznicowego wciąż nie wyglądał najlepiej, a na podłodze łazienki zebrała się kałuża, która absolutnie zniweczyła wszelkie wcześniejsze działania porządkowe w tym rejonie mieszkania…

    Chcąc, nie chcąc, Nula zabrała się do wycierania. Najpierw siebie, później ścian, na końcu zaś – podłogi. Wszelkie mokre utensylia wylądowały w pralce, przetarte lustro lśniło jeszcze bardziej niż po porządkach, podłoga wdzięczyła się do niej różowym liczkiem (różowa łazienka – w odcieniu majtczanym – była dziedzictwem jeszcze z lat 90. XX wieku…) .. Byłoby idyllicznie. Byłoby… gdyby nie zabrzmiał dzwonek do drzwi.

    Goła jak święty turecki Nula pognała do pokoju, przewracając po drodze prezenty. Trudno! Najważniejsze było okrycie się czymkolwiek, zanim wejdą goście. Dres, w którym od rana miotała się po domu, leżał najbliżej. Drzwi. Dzwonek powtórzył się jeszcze dwukrotnie. Otwarła i… stanęła twarzą w twarz z rodzicami. A raczej ze stosem pakunków, które oboje dzierżyli w dłoniach, skutecznie zasłaniając nimi swoje fizjonomie.

    Przywitała się, przytulając pakunki (nie była w stanie dosięgnąć za nimi rodziców), po czym już miała rozpocząć powitalną przemowę z elementami tłumaczenia, ale przerwał jej dziwny zapach… kuchnia!

    Porzucając zdumionych nieco rodzicieli, pognała do kuchni w samą porę, by przekonać się, że barszcz, zostawiony na średnim ogniu na godzinę, redukuje się – jak mawia Magda Gessler – do postaci ciemno-bordowej mazi. Przypalonej od spodu. W geście rozpaczy chwyciła garnek, by przekonać się, że – stojąc na średnim ogniu – tego typu złośliwe sprzęty nagrzewają się wręcz niemiłosiernie, więc lepiej nie dotykać ich zbyt długo. Co z kolei zaowocowało upuszczeniem złośliwca prosto w pierogi i uszka, czekające na ugotowanie…

    Kiedy Nulowi rodzice uwolnili się od ładunku zawierającego śledzie, trzy odmiany sernika, wino i prezenty i weszli do kuchni, ujrzeli zrozpaczoną i zrezygnowaną Nulę na podłodze, wśród armagedonu złożonego z uszek, pierogów, mąki i garnka z resztką barszczopodobnej substancji. A ogień na kuchence wciąż płonął raźno, mrugając przyjaźnie niebieskim płomykiem…

    Po chwili do rodziców dołączył jeszcze jeden widz – siostra, pogłębiając jeszcze rozpacz gospodyni…

    I tak mogłoby się skończyć to oparte na faktach (nieco tylko podkolorowane) opowiadanie, okraszone morałem, że przerost ambicji w Święta kończy się zazwyczaj odwrotnie od zamierzonego efektu…

    Ale Duch Świąt robi swoje!

    Dlatego po chwilowym ataku bezradności cała Nulowa rodzina ruszyła do akcji. Siostra pognała do marketu, gdzie zaopatrzyła się w opakowanie barszczu ukraińskiego Poltino i – z braku innych uszkopodobnych propozycji – w porcję tortellini z warzywami i sosem pieczarkowym. Ojciec został wysłany do łazienki, by ocenić straty prysznicowe. Mama z Nulą natomiast raz dwa ogarnęły kuchenne nieszczęścia, by po chwili razem z siostrą odtworzyć podstawowe wigilijne danie w postaci uchatego barszczu (warzywa i sos zostawiając sobie na później). 😉

    Zaplanowana na 17.00 wieczerza odbyła się z ponad godzinnym opóźnieniem, ale po intensywnych popołudniowych przeżyciach okazała się cudownie relaksującym przeżyciem. I najlepszym prezentem ze wszystkich pod choinką. 🙂

  6. Już nigdy o mrożonkach nie powiem nic złego
    Bo dzięki nim powstało coś naprawdę pysznego
    W wigilijny wieczór miało miejsce zdarzenie
    Takie, że nagle usłyszałam czyjeś charczenie
    Więc szybko do kuchni się udałam
    I zdziwiłam się co tam zastałam
    Mój ukochany kotek,
    Z którego był zawsze niezły psotek
    Siedział przy misce z deserem
    Myśląc, że ma do czynienie z ukochanym ementalerem
    Kutia na którą goście czekali
    Zamieniła się w deser jakiego jeszcze nie znali
    Wyciągnęłam z zamrażarki mrożonki Poltino,
    Którego kolor przypominał mi wino
    Były to oczywiście maliny
    Kupione z polecenia babci Haliny
    Zaczęłam więc improwizować
    I zastanawiać się co mogę podać
    Tylko sorbet malinowy przyszedł mi do głowy
    Bo w krótkim czasie był już gotowy
    Więc na stół go gościom podałam
    A sama w kuchni resztę dojadałam
    Zastanawiając się czy na pewno im smakuje
    Czy świąt tym deserem nikomu nie zepsuję
    Ale, gdy zobaczyłam puste pucharki
    Wiedziałam, że maliny są najlepsze właśnie tej marki.

  7. Każdy z nas ma w pamięci jakąś szczególną Wigilię. Dla jednych była wyjątkowa bo się zaręczyli, dla innych gdyż powitali na świecie swoje dziecko, jeszcze inni po wielu miesiącach milczenia pogodzili się z bliskimi.

    Ja zaręczyłam się na Wielkanoc, dziecko urodziłam w czerwcu, waśnie i spory rozwiązuję na bieżąco, za to w pewną Wigilię udało mi się spalić cała kuchnię. Poważnie! A było to tak…

    Pewnego roku bardzo chciałam ułatwić sobie przygotowania do Świąt, dlatego porządki rozpoczęłam już w listopadzie, dekoracje bożonarodzeniowe rozwiesiłam jeszcze przed Mikołajem, a zamrażarkę wypchałam po brzegi produktami POLTINO. W ową pamiętną Wigilię mieszkanko miałam wyczyszczone jak na przyjazd brytyjskiej królowej. Około 10:00 rano, na piecu już dochodził barszczyk z buraczków Poltino, kulebiak z pieczarkami (Poltino) piekł się w piekarniku, a tort szwarcwaldzki (z Poltino-wskimi wisienkami) „przegryzał się” w lodówce. Ja w tym czasie postanowiłam tylko wyrzucić śmieci. Okazało się jednak, że podczas mojego wyjścia wiatr podwiał firankę, która zajęła się ogniem od pieca i dalej już poszło…

    To była naprawdę „niezapomniana” Wigilia. Miesiące przygotowań poszły dosłownie z dymem…. Na szczęście dzięki zapasom Poltino udało się odtworzyć choć część dań, dlatego mam do nich tak duży sentyment.

  8. 01 grudnia

    – zakupy „mikołajowe”
    – na obiad zostawić warzywa na patelnię z przyprawą paryską z instrukcją:
    „Ugotujcie sobie makaron,
    przygotujcie warzywa (http://www.poltino.pl/pl/pdt/warzywa-na-patelnie-z-przyprawa-paryska)
    wg. przepisu na opakowaniu.
    Wymieszajcie gotowy makaron z ciepłymi warzywami.
    Smacznego. Mama”

    02 grudnia

    – zrobienie kartek świątecznych z dziećmi
    – wszędzie będą leżeć papiery, gwiazdki, kleje, taśmy,
    wstążki, kolorowe papiery, więc obiad zjemy na dywanie –penne
    ze szpinakiem w sosie serowym (http://www.poltino.pl/pl/pdt/penne-ze-szpinakiem-w-sosie-serowym)

    03 grudnia

    – nastawić ciasto na piernik
    – umyć okno w salonie
    – zupa brokułowa z kaszą (http://www.poltino.pl/pl/pdt/zupa-brokulowa-z-kasza)

    04 grudnia

    – lodowisko
    – lody
    – gryczotto z kurczakiem (http://www.poltino.pl/pl/pdt/gryczotto-z-kurczakiem)

    05 grudnia

    – zapakować prezenty
    – upiec babeczki z jagodami dla Mikołaja (http://www.poltino.pl/pl/pdt/czarna-jagoda)

    06 grudnia

    – mikołaj zjadł babeczki w nocy, zapił mlekiem
    – na śniadanie naleśniki z truskawkami (http://www.poltino.pl/pl/pdt/truskawki),
    jak dobrze, ze ktoś wymyślił mrożonki, wystarczy zmiksować
    z cukrem i jogurtem naturalnym – pyszna polewa gotowa

    07 grudnia

    – świąteczne porządki: omiatanie, odkurzanie, polerowanie, czyszczenie…
    – wieczorem zjemy krem pomidorowy z bazylią
    (http://www.poltino.pl/pl/pdt/krem-pomidorowy-z-bazylia)

    08 grudnia

    – tarta z malinami (http://www.poltino.pl/pl/pdt/malina) i serkiem mascarpone dla trenera

    09 grudnia

    – zawody mikołajowe
    – na kolację za zwycięstwo, albo na otarcie łez
    frytki (http://www.poltino.pl/pl/pdt/frytki-karbowane)
    i sałatka z bobu (http://www.poltino.pl/pl/pdt/bob),
    wędzonego boczku, czarnego pieprzu, natki pietruszki i oliwy z cytryną

    10 grudnia

    – koncert kolęd w kościele,
    – pewnie wstąpimy do babci na ciasto, kupić po drodze krem
    z białych warzyw (http://www.poltino.pl/pl/pdt/krem-z-bialych-warzyw)

    11 grudnia

    – przygotować sałatkę na jutrzejszą „składkową wigilię”:
    marchewka (http://www.poltino.pl/pl/pdt/marchew),
    groszek (http://www.poltino.pl/pl/pdt/groszek-zielony),
    jajko i sos holenderski i nie wygadać się, że sama nie siekałam marchewki,
    albo brokuły (http://www.poltino.pl/pl/pdt/brokuly), ser feta
    i sos czosnkowy – nieustanny zachwyt nad smakiem gwarantowany

    12 grudnia

    – wielkie pranie, maglowanie, prasowanie
    – zupa grzybowa z makaronem (http://www.poltino.pl/pl/pdt/zupa-grzybowa),
    hmmm, może to jest pomysł na wigilię

    13 grudnia

    – lepienie uszek i pierogów
    – próba barszczu z buraczków tartych
    porcjowanych (http://www.poltino.pl/pl/pdt/zupa-grzybowa)

    14 grudnia

    – wizyta Adaśków
    – dla dzieciaków zrobimy frytki (http://www.poltino.pl/pl/pdt/frytki-proste)
    i mielone, dla dorosłych te same mielone ale
    z buraczkami (http://www.poltino.pl/pl/pdt/buraczki-puree-porcjowane)
    na ciepło, przygotowanymi z winem, czosnkiem i tartym serem gouda

    15 grudnia

    – kino i popcorn
    – na obiad tylko zupa ogórkowa
    (http://www.poltino.pl/pl/pdt/zupa-ogorkowa-z-koperkiem)

    16 grudnia

    – przygotować ciasto na jutrzejsze jasełka
    (trzeba to dobrze przemyśleć)
    – na kolację warzywa na patelnię
    (http://www.poltino.pl/pl/pdt/warzywa-na-patelnie-z-przyprawa-staropolska)

    17 grudnia

    – na jasełkach wygrał sernik z serem mascarpone
    i czarną porzeczką (http://www.poltino.pl/pl/pdt/porzeczka-czarna)

    18 grudnia

    – nastawić bigos
    – upiec pierniczki
    – coś szybkiego na obiad: makaron z kurczakiem (http://www.poltino.pl/pl/pdt/makaroni-z-kurczakiem)
    albo kebab z warzywami (http://www.poltino.pl/pl/pdt/kebab-z-warzywami)

    19 grudnia

    – lepimy ozdoby, anioły, łańcuchy
    – zagryzamy piernikami i dla odmiany – kurczak z ryżem po chińsku
    z warzywami (http://www.poltino.pl/pl/pdt/bukiet-chinski) i sosem sojowym

    20 grudnia

    – wycieczka w góry – wybierzemy Śnieżkę lub Ślężę w zależności od pogody
    – jako prowiant przygotować ciastka owsiane
    z wiśniami (http://www.poltino.pl/pl/pdt/wisnie-bez-pestek)

    21 grudnia

    – kolęda u znajomych z barszczem ukraińskim (http://www.poltino.pl/pl/pdt/barszcz-ukrainski)
    – pakowanie prezentów

    22 grudnia

    – przygotowywanie śledzi, karpia w galarecie, kapusta z grochem
    – warzywa na patelnię z przyprawą staropolską
    (http://www.poltino.pl/pl/pdt/warzywa-na-patelnie-z-przyprawa-staropolska)

    23 grudnia

    – pozostało wypolerować sztućce, wyprasować obrusy
    i serwetki, naszykować świeczniki
    – zupa babuni (http://www.poltino.pl/pl/pdt/zupa-babuni)
    zaskoczy nawet ciocię Krysię

    24 grudnia

    – jest nas dużo, jest gwarno, jest wesoło
    – dotrwałam dzięki, temu że miałam staranny plan
    i Poltino (http://www.poltino.pl/) , który robi ze mnie
    kucharkę doskonałą każdego dnia 😉

  9. Dla mnie wszystkie Święta są wyjątkowe i niezapomniane, bo to magiczny czas kiedy spotykamy się z najbliższymi . Jak co roku w mojej rodzinie na Święta dzielimy się obowiązkami kulinarnymi. Ja od kilku dobrych już lat lepię uszka z pieczarkami oraz gotuję barszcz czerwony z przepisu mojej mamy. Do poprzedniego roku oba te dania przygotowywałam dosłownie na ostatnią chwilę, aby były świeże. Jak to zazwyczaj bywa w okresie przedświątecznym moja lodówka pękała w szwach, więc posiłkowałam się balkonem, który w okresie przedświątecznym służył mi do zeszłego roku jako „lodówka awaryjna”. Na dzień przed Wigilią zrobiłam wszystkie zakupy i postanowiłam spokojnie zająć się uszkami i barszczem. Ubrałam się ciepło i wyszłam na balkon po produkty,a tu …..wielki rozgardiasz, nadgryzione buraki i rozerwane worki po zakupach. Przerażona zawołałam męża a ten stwierdził, że najwyraźniej leśne zwierzęta też postanowiły przygotować sobie coś na Wigilię. Mieszkamy przy samej ścianie lasu i dosyć często mamy takich „dzikich lokatorów „, ale do tej pory nie podchodziły pod sam dom. Posprzątałam balkon. Załamana stwierdziłam, że w tym roku niestety nie będzie ani uszek z pieczarkami ani naszego ulubionego barszczu i zobaczyłam smutną minę synka, który w Wigilię żywi się głównie moim barszczykiem z uszkami i czeka na niego cały rok. Przypomniałam sobie, że kiedy ostatnio wysłałam męża na zakupy przywiózł ogromny zapas mrożonek jak na wojnę i że jest jeszcze nadzieja na uratowanie tych Świąt. Ku ogólnej radości okazało się, że w czeluściach zamrażarki był schowany woreczek buraczków tartych podgotowanych Poltino i pieczarki krojone Poltino. W taki oto sposób mrożonki Poltino uratowały nasze Święta i od teraz zawsze wysyłam już męża na zakupy 🙂

  10. Kiedy we wszystkich stacjach radiowych słychać utwór „Last Christmas” wtedy wiadomo, że Świeta zbliżają się wielkimi krokami. To oznaka, ze najwyższy czas skompletować wcześniej przygotowaną listę zakupów, Wigilię każdego roku spędzamy u mojej mamy. Tak też było w ubiegłym roku. Wcześniej ustalamy która z nas przygotowuje konkretne danie aby uniknąć zamieszania i wiadomo… przepracowania! Więc ja lepię pierogi,uszka, smażę ryby a także kilka dni wcześniej przygotowuję śledzie z różnymi dodatkami. Mama natomiast gotuje zupy. Grzybowa, barszcz czerwony czy tzw. kwas (kapusta z grochem) to jej specjalność.
    Tradycją jest postawienie na stole 12 potraw, choćby nie wiem co nie może być inaczej. Jednak ubiegłoroczna wigilia była inna niż wszystkie. Kiedy razem z mamą ustawiałyśmy dania na stole .. okazało się, że brakuje kwasu. Mama była załamana! Parę tygodni przed wigilią wróciła ze szpitala, przeszła operacje więc jej myśli skupione były niestety na stanie swojego zdrowia. Więc brak jednej potrawy jak najbardziej był usprawiedliwiony. Mnie brak jednego dania na stole nie robił żadnej różnicy, jednak mama od razu przewidywała tragedię na cały zbliżający się rok. Więc aby jej nie martwić a wręcz odwrotnie uszczęśliwić – postanowiłam uratować sytuację. Ale jakie danie przygotować w 10 minut I jeszcze takie które będzie idealnie komponować się wśród tradycyjnych wigilijnych dań? Szybko przeszukałam zamrażarkę mamy i … znalazłam bukiet warzyw Poltino. Kalafior, zielony groszek, fasolka szparagowa i brukselka. Brukselka! To jest to! To prawie jak kapusta kiszona… prawie, przez duże P. Ale postanowiłam spróbować, a nuż mama zaakceptuje to danie?! Warzywa wrzuciłam na wrzątek, pogotowałam kilka minut, odcedziłam, następnie okrasiłam olejem lnianym który jest podstawowym składnikiem dań wigilijnych w mojej rodzinie. Wysypałam wszystko na półmisek … i postawiłam na stole. Mama nie dowierzała w to co widziała. Co Ty zrobiłaś , pytała! Co to za danie?! Jednak gdy zauważyła, że mieszanka warzywna Poltino znikła ze stołu w zadziwijaco szybkim tempie i nie dlatego aby zrobić przyjemność mamie tylko dlatego, ze naprawdę smakowała wybornie i można było ją jeść w wielu konfiguracjach ;-)w końcu się uspokoiła. Po wieczerzy wigilijnej mama była pod wrażeniem, doceniła moją kreatywność a także to że uratowałam święta! Ale prawda jest taka, że to nie ja je uratowałam a Poltino!

    Pozdrawiam!
    Ela P.

  11. I w końcu nadszedł ten dzień…
    Żarty się skończyły…
    Koniec śmieszkowania…
    Skończyły się smakołyki u przyszłej teściowej i komentowanie jej umiejętności kulinarnych.
    Pani to ma talent, doskonałe, niesamowite, a z czego to Pani zrobiła – powtarzałam szczerze, bo nie mam w zwyczaju kłamać.
    Najgorsze jest to, że ona również jest szczera do bólu. Nie wiedziałam, czy powinnam się śmiać czy płakać?
    Mama obiecała mi pomoc w kolacji, niestety rozłożyła ją grypa i z wiadomych względów nie mogłam na nic liczyć.
    Ach… Jeszcze nie powiedziałam. Mój przyszły mąż wpadł na genialny pomysł i powiedział swojej rodzicielce, że dobrze by się było lepiej poznać (rodzice z rodzicami, sami wiecie) i, że JA(!!!!!!) zapraszam wszystkich na wigilijną kolację.
    Jak mi o tym wszystkim powiedział to byłam pewna, że chciał mnie rozbawić. Jednak niestety… Nie chciał…
    Powtarzał kilka razy, że to nie żart, a potem dał mi rozbawioną mamusię do telefonu. Powiedziała, że bardzo się cieszy i chętnie pozna przysmaki z naszego regionu. Chyba śnię! Jak mam poradzić sobie z tym wszystkim? Czy da się jeszcze kupić bilet na samolot i uciec na drugi koniec świata? Finalnie stwierdziłam, że podejmę rękawice i postaram się coś przygotować. Już w listopadzie oglądałam reklamy świąteczne i rozbawiona zastanawiałam się, kto jest na tyle głupi, by organizować ogromną kolację wigilijną. Teraz już wiem, kto. Palcem pokazywać nie będę, bo jeszcze sobie oko wybiję, a tego wolałabym uniknąć. Gotowanie z jednym okiem chyba będzie jeszcze trudniejsze. Uszka ulepiłam znacznie wcześniej i dobrze zrobiłam. Na szczęście są rzeczy, które można zrobić przed czasem. Starałam się, rozbolały mnie plecy i finalnie miałam kilka popisowych, które miały wylądować na talerzu… na jej talerzu. Wydaje mi się, że ludzie w programach kulinarnych mają mniej stresu, kiedy stawiają swoje dania przed wymagającą komisją. A może nie? Z rybą też sobie jakoś poradziłam, ziemniaki to nie sztuka, kapusta okazała się całkiem znośna. Makówki – popisowe danie kuchni śląskiej pięknie prezentowały się w salaterkach. Kompot pachniał z daleka, a ciasta nie mieściły się na stole. Dobrze, że chociaż piec potrafię – powtórzyłam z nadzieją, jakby ten fakt miał mnie uratować przed klęską. I powiedziałam to w złą godzinę, bo właśnie piękny barszcz zmienił kolor na obrzydliwy i zaczął wydobywać się z garnka zalewając cały piec. SIC!!!! Nie ma czasu, a oni już jadą. Może im wmówię, że tutaj barszczu się nie jada? Przecież samych uszek im nie podam ! Jeśli zrobię z torebki to przecież laik się kapnie, a co dopiero ona…. I wtedy przypomniało mi się, że mam w lodówce Barszcz Ukraiński Poltino. I chyba coś nade mną czuwało ! Zdążyłam w ostatniej chwili i drżącymi rękami postawiłam talerz przed przyszłą teściową. I wiecie co Wam powiem? Jej uznania nie zyskały makówki i ryba na którą wydałam majątek… Największą uwagę zwróciła na barszcz, prosząc o dokładkę i przepis… Którego jej nie podałam. Bo każdy kucharz ma swoje sekrety, prawda :)?

  12. Wigilia to bardzo rodzinny czas,
    wie o tym od dzieciństwa każdy z nas.

    To dzień spotkań i jedzeniowej rozpusty,
    Żaden brzuch po kolacji nie będzie pusty.

    Jednak mamy mało czasu na pyszności gotowanie,
    Praca, dzieci, obowiązki – dużo tego niesłychanie!

    Nie jest możliwe bym w kuchni spędziła dzień cały,
    A na kolacji chcę co chwilę słyszeć: „ten smak jest doskonały!”

    Jak przyrządzić 12 potraw w tak krótkim czasie?
    Bezradna i zatroskana pytam: czy to w ogóle zrobić da się?

    Moje rozważania przerwał gwar z zamrażarki,
    To rodzina Poltino rusza z pomocą dla biednej kucharki!

    Bez konserwantów, z witaminami, zamrożone tuż po zebraniu,
    Takie są mrożonki, które pomogą mi w gotowaniu.

    Tarte buraczki i włoszczyzna wskakują do garnka z barszczem by uwieńczyć tradycję,
    Marchew z groszkiem z sałatką zawiążą koalicję.

    Krojone pieczarki napełnią drożdżowe paszteciki,
    Wiśnie bez pestek, truskawki, maliny i jagody na świąteczne wypieki znają triki

    I tak w krótkim czasie dzięki pomocy Poltino miałam wszystko gotowe
    Takie jak być powinno być – świeże, smaczne i zdrowe!

  13. Skończyłam 40 lat. Trochę dużo. Taki przełom się robi w życiu człowieka. Nie jest już młody, zaczyna się wiek dojrzały. Wiadomo co po tym, już tylko starość.
    Odwiedzali nas młodzi sąsiedzi. Ona była w wieku mojej bratanicy Laury, chodziły nawet do jednej klasy. Właśnie ta młoda, postanowiła zrobić prawo jazdy. Zdawał testy 7 razy, jazdę też tak jakoś dużo. Ja, ta „stara” postanowiłam udowodnić, że zdobędę prawo jazdy. Ja EWA udowodnię tej „smarkuli” na co mnie stać. zapisałam się na kurs. Poszło wszystko „jak z płatka”. Uczyłam się pilnie. Ćwiczyłam jazdę, testy… ale niestety nie poznali się na mnie egzaminatorzy i jazdę miałam zdawać po raz trzeci 23 grudnia. Testy zdałam za PIERWSZYM RAZEM!
    Pojechałam z moim mężem na egzaminy. Bardzo bałam się tego egzaminu, chyba bardziej niż porodów. Moje myśli krążyły tylko w okół egzaminu.
    Była piękna zima. Śnieg spadł w listopadzie i piękne „muldy” czyli koleiny na drodze utrzymały się do wiosny. I to trochę uratowało moje umiejętności kierowania pojazdem, bo nie było mowy o żadnej ekspresji podczas jazdy. ZDAŁAM. Jechałam z mężem do domu szczęśliwa i ciągle nie do końca przekonana o pozytywnym wyniku egzaminu. Do domu wróciliśmy ok 20, a wieczerza wigilijna „w lesie”. Po mimo tego poszłam spać szczęśliwa. Jestem wielka!
    Następnego dnia od rana rozpoczęły się przygotowania do tego wyjątkowego dnia w roku. Przejrzałam wnętrze swojej zamrażalki. Uratowało mnie „Poltino”. Znalazłam zupę grzybową z kluseczkami. Jest zupa. Bukiet kwiatowy warzyw, zalałam bulionem z żelatyną. Tak stworzyłam nową potrawę, która okazała się rewelacją i nowością na wigilijnym stole. Od tamtego dnia tradycyjną potrawą wigilijną są także frytki. A co!

  14. Dla mnie wszystkie Święta są wyjątkowe i niezapomniane, bo to magiczny czas kiedy spotykamy się z najbliższymi . Jak co roku w mojej rodzinie na Święta dzielimy się obowiązkami kulinarnymi. Ja od kilku dobrych już lat lepię uszka z pieczarkami oraz gotuję barszcz czerwony z przepisu mojej mamy. Do poprzedniego roku oba te dania przygotowywałam dosłownie na ostatnią chwilę, aby były świeże. Jak to zazwyczaj bywa w okresie przedświątecznym moja lodówka pękała w szwach, więc posiłkowałam się balkonem, który w okresie przedświątecznym służył mi do zeszłego roku jako „lodówka awaryjna”. Na dzień przed Wigilią zrobiłam wszystkie zakupy i postanowiłam spokojnie zająć się uszkami i barszczem. Ubrałam się ciepło i wyszłam na balkon po produkty,a tu …..wielki rozgardiasz, nadgryzione buraki i rozerwane worki po zakupach. Przerażona zawołałam męża a ten stwierdził, że najwyraźniej leśne zwierzęta też postanowiły przygotować sobie coś na Wigilię. Mieszkamy przy samej ścianie lasu i dosyć często mamy takich „dzikich lokatorów „, ale do tej pory nie podchodziły pod sam dom. Posprzątałam balkon. Załamana stwierdziłam, że w tym roku niestety nie będzie ani uszek z pieczarkami ani naszego ulubionego barszczu i zobaczyłam smutną minę synka, który w Wigilię żywi się głównie moim barszczykiem z uszkami i czeka na niego cały rok. Przypomniałam sobie, że kiedy ostatnio wysłałam męża na zakupy przywiózł ogromny zapas mrożonek jak na wojnę i że jest jeszcze nadzieja na uratowanie tych Świąt. Ku ogólnej radości okazało się, że w czeluściach zamrażarki był schowany woreczek buraczków tartych podgotowanych Poltino i pieczarki krojone Poltino. W taki oto sposób mrożonki Poltino uratowały nasze Święta i od teraz zawsze wysyłam już męża na zakupy ?

  15. Moja największa wpadka zdarzyła się podczas przygotowywania jedzenia na nasze pierwsze wspólne święta Bożego Narodzenia, pod okiem czujnej teściowej. Zadeklarowałam się, że ja sama wstawię frytki Poltino do pieczenia, kiedy teściowa mi oznajmiła, że ma jeszcze kilka sklepów do obskoczenia, bo czegoś tam zabrakło. No to nastawiłam piekarnik i poszłam na górę szykować obrusy i oprzątnąć trochę łazienkę. Jak mi nie wbiegnie narzeczony po kilku minutach że tu się dom cały pali! Zbiegam wystraszona na dół, a tam piekarnik dymi… Powyłączałam wszystko, otworzyłam na oścież wszystkie drzwi i zdobyłam się na odwagę, żeby otworzyć ten nieszczęsny piekarnik. I co się okazało? Że teściowa zostawiła w nim… nóż. Z plastikową rączką. Cała się stopiła, na dodatek wtopiła się w kraty i blachę, a ja spanikowana do jej przyjazdu starałam się jak najlepiej umiem wywietrzyć dom. Niestety zapach tak przypalonego plastiku nie chciał się łatwo ulotnić, wystudzony piekarnik trzeba było umyć, a teściowa jak weszła to się zmartwiła, bo to był podobno jej ulubiony nóż… No to zrobiłam z siebie ciapę kulinarną, ale wspominamy to raczej ze śmiechem, choć teściowa nigdy mi chyba tego noża nie zapomni 😉 A ryba była bez frytek, bo ze stopionym plastikiem nie dało ich się odratować.

  16. Za oknem świat przykryła biała pierzynka, jak w bajce o Królowej Śniegu. Wiatr gonił ostatnie płatki śniegu, mróz szczypał w nosy i zdobił okna bukietami białych kwiatów a w domu na środku pokoju stała choinka. Mieniła się tysiącem lampek i puszczała tysiące kolorowych oczek. Skakały po niej pajacyki w czerwonych kubraczkach, anioły trącały skrzydłami gałązki a w bombkach odbijał się blask miłości bijący z piernikowych serduszek. W ten wyjątkowy, wigilijny wieczór każdy w rodzinie miał ważne zadanie do spełnienia. Tata kręcił się po domu ze starym Zenitem i robił zdjęcia. Uwieczniał chwile gdy, babcia lepiła pierogi i zawijała makowce, gdy mama z pietyzmem doprawiała czerwony barszcz, dziadek smażył karpia i strugał ozdoby na choinkę. Michał w tym czasie ukradkiem podjadał cukierki z choinki a my z siostrą czekając na św. Mikołaja z przyklejonymi nosami do szyby wyglądałyśmy pierwszej gwiazdki. Cały dom wypełniał zapach pomarańczy i żywicy.
    – Nie przychodzi i nie przychodzi – denerwowała się Ania, kiedy już noc rozświetliły gwiazdy.
    – Przygotujmy dla niego coś smacznego! Poczuje i przyjdzie! – wykrzyknęłam ciągnąc siostrę na rękę.
    Po chwili trzymając torbę truskawek Poltino wciskałyśmy się pomiędzy kapustę z grochem a pierogi by przygotować słodki deser dla Mikołaja.
    – Blender dawaj i dzbanek! Będziemy miksować! – wołał Michał niosąc jeszcze czekoladę, galaretki, lody i imbirowe ciasteczka.
    – Jest jeszcze dżem porzeczkowy. Dodamy? – spytałam.
    Na te słowa do akcji wkroczyła mama i po godzinie szczęśliwi siedzieliśmy na kolanach u św. Mikołaja wylizując z pucharków mus truskawkowy przykryty bitą śmietaną, obficie okraszony imbirową posypką.
    – Takich delicji jeszcze nie jadałem – uśmiechał się Mikołaj wyjmując z worka prezenty.
    – Przygotujemy też za rok! Do zobaczenia! – machaliśmy na sześć rąk, stojąc w oknie kiedy odjeżdżał …

  17. To będzie smutna opowieść, bo takie jest życie z ojcem nie szczędzącym w alkoholu..
    Dziś wigilia, krzątamy się z mamą i siostrą po kuchni z dala od pokoju, gdzie „odpoczywa” ojciec, głowa rodziny, która już kilka dni przed wigilią wracał do domu po kilku głębszych, ambitnie twierdząc (chwiejąc się na nogach), że przecież nic nie pił, albo tylko małe piwo.
    No cóż, mama nie była na tyle odważna, aby skończyć tę farsę..
    W jednym garnku kompot z http://www.poltino.pl/pl/pdt/mieszanka-kompotowa-z-truskawka
    w drugim http://www.poltino.pl/pl/pdt/zupa-grzybowa w trzecim http://www.poltino.pl/pl/pdt/wloszczyzna na rybę po grecku.

    Byłyśmy jeszcze nie na tyle dorosłe, aby od ojca odwrócić się plecami, skoro on miał nas gdzieś, pijąc od samego rana również w wigilię. Kilka razy próbowałam przemówić do rozumu, choć jako jego dziecko nie miałam na niego żadnego wpływu.. pił, bo tak chciał. Mało tego, przychodził do kuchni i obrażał wszystkich po kolei, począwszy od swojej matki.

    Po kilkugodzinnych przygotowaniach usiadłyśmy wszystkie do stołu. Brakowało nam go jak nie wiem co.. nawet teraz chce mi się na samą myśl o tamtych wydarzeniach płakać jak bóbr.. Mama nie miała w sobie tyle siły, żeby i tym razem ot tak wybaczyć i prosić go o cokolwiek. Ja,jako ogromnie uczuciowe dziecko przekonałam ojca do tego, aby usiadł z nami przy stole. To był przełom!

    Przy składaniu życzeń wszyscy płakaliśmy, do końca wieczoru śmialiśmy się i radowaliśmy z tego, że możemy ją spędzić razem, wszyscy. Tata obiecał się poprawić i z tym skończyć.

    I choć wiem, że alkoholikowi jest bardzo ciężko ze swoim nałogiem, to powiem Wam, że mój ojciec jest twardzielem. Twardzielem jakich mało! Już nigdy od tamtej pory nie sięgnął po alkohol. Tata świetnie gotuje i kuchnia to jego przestrzeń życiowa.

  18. OTO MOJA OPOWIEŚĆ WIGILIJNA Z POLTINO 🙂
    …. rozmarzyłam się czytając ów artykuł i komentarze konkursowe, przepełnione po brzegi cudownym smakiem potraw! Zachwycona przygodami, aromatami, zauroczona ujmującymi historyjkami … oblizuję się jak szalona na myśl o nagrodzie 🙂 Czy mam jakieś szanse- tak dumam ?! Chyba marne, ale … przynajmniej jakoś swe myśli w słowa ogarnę 🙂 Śpiesznie donoszę …mrożonki POLTINO produkowane są w moim sąsiedztwie, bo do Leżajska ( z Jarosławia) mam zaledwie kilkanaście minut drogi 🙂 POLTINO znam, lubię, używam, codziennie lub prawie codziennie, na śniadanie, obiad i kolację! Każdy kto dba o zdrowie zaprzyjaźnia się z POLTINO, przyznacie mi rację! Z dumą oświadczam, że wigilijne przygotowania ułatwia mi POLTINO 🙂 Jest kilka takich cudowności: zupa grzybowa, sałatka jarzynowa, mieszanka kompotowa czy makowce drożdżowe babci Irenki, genialny sernik mocno naszpikowany rodzynkami, fenomenalna kutia, która co roku zostaje wzbogacona o dodatkowe składniki, piróg drożdżowy z farszem z ziemniaków i kaszy gryczanej. Wspaniały i aromatyczny karp w panierce z płatków migdałów, ryba po grecku w wydaniu polskim, wręcz poltinowskim.
    I gwóźdź programu świątecznego- „Pierniki i pierniczki”, które w mojej rodzinie są tradycyjnie przygotowywane według magicznej receptury przekazywanej z pokolenia na pokolenie. I przez najmłodszych członków rodziny z dużym wyprzedzeniem.Te „Dziecięce Pierniczenia” rozpoczynają cykl przygotowań do Wigilii.
    Pierniczki szykujemy w dużych ilościach, bo zdobią choinkę, w fenomenalny sposób wprawiają w nastrój świąteczny cały dom już od początku grudnia. Moje dzieciaki robią pierniczki samodzielnie i każde z nich wkłada całe serduszko w zdobienie każdego maleńkiego pierniczka. W ich maleńkich rączkach powstają prawdziwe dzieła sztuki, które aż żal zjeść 🙂 Niesforna natura dzieciaków, czy też ich kreatywność kulinarna sprawia, że niemalże każdy przepis modyfikują, coś dodają, zmieniają. Tegoroczne pierniczki zawdzięczały swój fenomen dodatkiem owoców Czarnej jagody od POLTINO 🙂 11-letni Oliver wpadł na pomysł, by dodać do masy na pierniki jego ulubione czarne jagody od Poltino. Ku zdziwieniu gości i rodziny – jagodowe pierniczki zyskały tylko pozytywne oceny.
    Mamy jeszcze taki zwyczaj, że każdemu kogo odwiedzamy podczas świąt dajemy w prezencie małe opakowanie pierniczków zapakowanych w folię i ozdobione czerwoną kokardką 🙂 Zapał dzieci w przygotowaniu słodkich prezentów dla rodziny i znajomych jest ogromny, a słowa uznania, które pod ich adresem padają -sprawiają, że przez kolejne 11 miesięcy planują sposoby na zdobienie, wzory i patenty. Być może za rok w masie na pierniczki wylądują jakieś warzywa z Poltino? Któż to wie, jaki pomysł wpadnie maluchom do głowy 🙂 Szukają inspiracji i są głodni pierniczków do szaleństwa. W ubiegłym roku kilka „piernikowych prezentów” pojechało do Francji, bo odwiedzili nas kuzyni. Zachwytów nie było końca, bo przedszkole w podparyskim miasteczku degustowało się naszym rodzinnym wyrobem. Te pierniki to jakaś magia, która wyzwala mnóstwo pozytywnej energii i sprawia, że odliczamy czas do kolejnych świąt. Bez nich nie wyobrażamy sobie Bożego Narodzenia.
    My- Fani Poltino, tradycji i polskiej kuchni, co roku tworzymy świąteczną historię i niesamowitą atmosferę.
    Takie historie rodzą się tylko w kuchni z Poltino 🙂

    Pozdrawiamy gorąco 🙂
    … załączam link do foto relacji z pola akcji:

    https://www.facebook.com/photo.php?fbid=1237077966338895&set=pcb.1237079893005369&type=3&theater
    .

  19. Wreszcie nadszedł ten czas: Zapach cynamonu, migdałów, pomarańczy, świeżo upieczonych pierników i makowca rozchodzi się po świątecznie przystrojonym domu. Nadchodzi najpiękniejsze ze wszystkich świąt – Boże Narodzenie. Z wielką radością kupuję prezenty i cieszę się chwilami spokoju, które mimo codziennego pośpiechu powoli nadchodzą. Całą rodziną cieszymy się pięknie przystrojonym krajobrazem i bardzo szczególną ciszą. Wracamy do świątecznie udekorowanego domu i spędzamy miło czas w rodzinnym gronie. Na Wigilię przygotowuję przepyszne potrawy i zapraszam rodzinę. Dzięki produktom marki Poltino i ślicznym, okuwanym garnkom z Fabryki Naczyń Emaliowanych Silesia Rybnik poradzę sobie z potrawami i będę całkowicie w swoim kuchennym żywiole. Jako pierwsze podam usmażone na patelni ryby, które zapiekę z cebulką, czosnkiem, świeżym koperkiem i odrobiną masła. Następnie podam świeżo ugotowane lub jak kto woli odsmażone świąteczne pierogi, między innymi pierogi z kapustą i krojonymi, mrożonymi pieczarkami Poltino. W małych kokilkach podam tymbaliki rybne z najlepszą sałatką meksykańską Poltino i rybę po grecku z paprykarzem Poltino. Po Wigilii wypijemy aromatyczną kawę i na eleganckiej paterze podam świąteczne, domowe słodkości: przygotowane przez dzieci pierniki, zawijany makowiec, królewski sernik, a w małych kokilkach podam piernikowo-sernikowe babeczki. Królewski sernik podam z wybornym malinowym sosem z mrożonych malin Poltino, a piernikowo-sernikowe babeczki udekoruję wiśniami bez pestek Poltino. Dzięki produktom marki Poltino i ślicznym, okuwanym garnkom z Fabryki Naczyń Emaliowanych Silesia Rybnik zaangażuję do przygotowywania świątecznych potraw mojego mężczyznę i dzieci. Taki zbiorowy czyn będzie miał ważny aspekt wychowawczy oraz odciąży mnie w pracach domowych. Dzieci będą wyrywać sobie z rąk najzdrowsze mrożonki Poltino, ale i z tym się uporamy – każdy będzie dodawał warzywa do innej potrawy. Święta się kończą i ….produkty marki Poltino i okuwane garnki z Fabryki Naczyń Emaliowanych Silesia Rybnik są zdecydowanie zbyt boskie, aby tak po prostu stały na kuchennej półce i leżały w czeluściach zamrażarki. Będę z nich korzystać na co dzień. Patrząc na te cudowne nagrody rozpływam się w zachwytach i …..marzę…..

  20. Płatki śniegu powoli obejmowały we władanie miasto, składały krótki pocałunek na rozgrzanych szybach okien i rozpływały się w powietrzu. Nie przeczuwały, że w tym roku przy ulicy Klonowej 12/3 kolację wigilijną będzie organizowała Izabella: jedyna wegetarianka w rodzinie. Na dwa dni przed świąteczną wieczerzą naradom nie było końca.

    Siedząc w blasku zapalonego lampionu na roraty starszy mężczyzna nerwowo skubał poręcz fotela.
    – Halina, ja nie wiem, może ja coś w domu wszamam przed tą Wigilią u Izy? Bo prędzej Fafik ludzkim głosem przemówi, niż ja zjem te jej wegetariańskie paprochy. Nie rozumiem w ogóle koncepcji, żeby wybierać zamienniki tradycyjnych potraw. Ci wegetarianie to na wodę też mają zamienniki? Chryste Panie, oszaleć można!
    – Zostaw w spokoju Dzieciątko, nawet się jeszcze nie narodziło. Co roku Wigilię organizuje ktoś inny, tym razem padło na Bellę. – na te słowa senior rodu przewrócił oczami – Daj się młodszej córce wykazać kulinarnie.
    – Naprawdę uważasz, że nam takie rewolucje w kuchni potrzebne? A o Wielkiej Francuskiej Rewolucji Burżuazyjnej słyszałaś? To się skończy rewolucjami żołądkowymi!
    Powiedziawszy to mężczyzna wstał z fotela i zdmuchnął świecę w lampionie.

    Rozmowy przez telefon są o wiele prostsze; zawsze przecież można się rozłączyć, w blat stołu pięścią uderzyć, za głowę się złapać. A wszystko bezkarnie i bez świadków.
    – Halo? Mama? Słuchaj, pytanie takie mam, w którym sklepie kupić najsmaczniejszą kiszoną kapustę? Bo teraz wszędzie tylko ta kwaszona i z plastikowych wiaderek…
    – Och Bella – w tym momencie nastąpiło głębokie westchnięcie, a po nim kilka sekund ciszy – my z tatą wszystko przyniesiemy, nie musisz niczego gotować! Zresztą, nie obraź się, ale tata i tak nie zje nic wegetariańskiego. Prawdziwa Wigilia to karp i kapusta z boczkiem!
    Izabella skorzystała z dostępnych przywilejów i uderzyła otwartą dłonią w czoło. Położyła na niej głowę, w której krew pulsowała nerwowo.
    – Mamo, to ja jeszcze do Agi zadzwonię. Wigilijna kolacja o siedemnastej.

    Agnieszka nie słyszała burczenia telefonu, brała właśnie kąpiel próbując zmyć trudy zabawy w Świętego Mikołaja. Gdyby kodeks karny przewidywał wyroki za samo pomyślenie o zbrodni, czekałby ją pobyt w więzieniu na długie lata. Nie cierpiała Świąt; miała wrażenie, że z ludzi wychodzą bestie, że kolędy w sklepach wpływają na podświadomość, a nawet zmieniają materiał genetyczny człowieka cofając go do początków ewolucji.
    – Ho ho ho, Ropucho. Twoja siostra dzwoni. – w drzwiach pojawiła się twarz mężczyzny, którego Agnieszka poślubiła trzy lata wcześniej. Podał jej telefon komórkowy.
    – Czego tam? – warknęła Agnieszka. Najwidoczniej nie wszystek irytacji został zmyty ciepłą pianą o zapachu lawendowym.
    – I Ty się dziwisz, że rodzice dali Ci na imię Aga? Ropucho zmierzła. – głos Izabelli dźwięczał w słuchawce – Gdyby się zastanowić, imię to pasuje również do Twojej aparycji…
    – Albo gadasz albo spadasz. Kąpiel biorę. Nawet się cieszę, że w tym roku spotykamy się u Ciebie, bo rok temu w mojej wannie karpie pływały i musiałam się myć w misce, jak jakaś…
    – ROPUCHA! – Izabella parsknęła śmiechem – Ale słuchaj, czasu nie mam: czy Ty może wiesz, gdzie dostanę najlepszą kiszoną kapustę?
    – W budce z warzywami obok tego długiego bloku, gdzie mieści się poczta. A jakie potrawy będą na wieczerzy? – to pytanie pozostało bez odpowiedzi, gdyż telefon komórkowy Agnieszki płynnym ruchem i z cichym pluskiem wylądował na dnie wanny.

    Wigilijnym popołudniem Izabella stwierdziła, że chyba jeszcze nigdy w życiu tak się nie stresowała. Ani sesja egzaminacyjna na studiach (ba, a nawet obrona pracy dyplomowej!) ani też pierwsza samodzielna i daleka podróż samochodem nie mogły równać się z zaproszeniem całej familii na wegetariańską Wigilię. Tydzień trwało samo przygotowanie menu, potem próby zdobycia kapusty kiszonej najwyższej jakości, która idealnie pasowałaby do najlepszego groszku w tej części Drogi Mlecznej, czyli groszku zielonego Poltino. Tyle rzeczy mogło się nie udać, że Izabella przestała je liczyć – zajmowały więcej przestrzeni, niż miejsca po przecinku liczby Pi.
    Gości było ośmioro. Rodzice Izabelli, jej siostra z mężem, wujek Janek (marynarz, który obalił mit o posiadaniu dziewczyny w każdym porcie – po latach morskiej żeglugi został sam i nigdy się nie ożenił), sąsiadka z parteru (niewidoma kobieta po siedemdziesiątce, która znała najnowsze ploteczki obejmujące obszar wielu kilometrów kwadratowych) oraz kuzynka Kasia z narzeczonym. Kiedy zasiedli przy kolorowym i suto zastawionym stole, Izabella postanowiła opowiedzieć wszystkim obecnym, jakich wigilijnych specjałów będą mieli okazję skosztować.
    – W tej wazie jest barszcz z uszkami, w uszkach kasza, grzyby i prażona cebulka. Obok na paterze leży seleryba… to chyba nie muszę tłumaczyć, bo z nazwy wynika. W tym dużym półmisku kapusta…
    – Z budki przy poczcie! – weszła jej w słowo Agnieszka.
    – Z groszkiem Poltino, moim ulubionym! – ucieszył się wujek Janek.
    – Jezu Przenajświętszy, jak ona pięknie wygląda i aromatycznie pachnie! – rozmarzył się ojciec gospodyni.
    – Dzieciątko się jeszcze nie narodziło. – skwitowała matka. A potem nałożyła sobie i mężowi porcje, którymi zachwyciłaby się nawet oporna na przepych francuska burżuazja.

  21. W małym, drewnianym domku na skraju lasu w przeddzień nocy wigilijnej, kuchnię przepełnia odgłos hałasu. Ten domek jest wielopokoleniowy, każdej kobiecie genialne pomysły aż rwą się do głowy. By było pysznie, i zgodnie z tradycją! Każda kucharka emanuje swą kulinarną petycją. Gadają, spierają się i przekomarzają! Menu na wigilijne potrawy ustalają. Bo groch z kapustą, i kutia, karp w galarecie być musi! Zupa grzybowa i kwas obowiązkowo smakiem kusi. Ryba po grecku, makowce i barszczyk z uszkami grzybowymi- rybka smażona obowiązkowo, ma być tradycyjnie , pysznie i zdrowo! Aby spełnić owe tradycyjne kucharek wymogi, pomocnik od Poltino musi przybyć, Nasz Drogi. Drogi, bo bezcenne są zdrowe owoce i warzywa z najcudowniejszych regionów Polski, by idealnie smakowały grzybowa i barszczyk z uszkami. Bez których wigilii sobie nie wyobrażamy! Najpyszniejsza grzybowa od POltino, kto jadał inne nie zaznał prawdziwego smaku tego dania. Każdą potrawa z dwunastu na wigilijnym stole, ułatwić w szykowaniu może oferta Poltino. Bo marka Poltino z najlepszego smaku słynie i ułatwi przygotowanie każdemu facetowi czy dziewczynie. Do rodzinnego poczęstunku, imprezy czy wigilijnej kolacji. Kto raz sięgnie po POLTINO rzeknie, że mam dużo racji. Dlatego od lat wielu, przygotowania do wigilii w naszej rodzinie zaczynamy od zakupów Familijnej paczki POLTINO. Gotowanie z tymi produktami jest dziecinnie proste i przyjemne, bo sporo obowiązków Poltino przejmie. Dlatego, na każdą goszczoną imprezę zapraszam POltino,bo z tymi produktami efekt wow zawsze osiągamy. Dania są wspaniałe w smaku, najpyszniejsze na świecie! Każdy, kto ma zaszczyt ich skosztować z zachwytu tak gada: „Pyszne, że … Mucha nie siada” 🙂

    Pozdrawiam serdecznie 🙂

  22. Moje tegoroczne święta upłynęły właśnie pod znakiem Poltino. Zaczęło się od tego, że babcia która przeżyła już 76 takich wigilii, potknęła się i zrzuciła ze stołu cały półmisek z barszczem.Trzeba było interweniować, więc zajrzałem do zamrażalnika, a tam czekała zupa grzybowa z makaronem. Barszczu to nie przypomina, ale tradycje też kiedyś muszą wygasnąć. Z tym przekonaniem postanowiłem pomóc babci i po wcześniejszym odmrożeniu, zrobić tę zupę. Jako, że jestem mistrzem w odmrażanych zupach (3 miesiące praktyk w mieszkaniu na studiach) to zupa wyszła nadzwyczaj dobrze i żeby nikt jej już nie strącił, od razu przeniosłem ją na stół w jadalni. Pech chciał, że jest tam bardzo mało miejsca i wujek który siedział pod ścianą, postanowił wyjść ze swojego miejsca przez stół. Zaczepił o półmisek z zupą i najpierw całą wylał, a następnie noga ugrzęzła mu w naczynku. Teraz jest to może troche zabawne, ale wtedy nie było nam do śmiechu. Widocznie żadna zupa tego wieczoru nie miała racji bytu na naszym wigilijnym stole. Zażegnaliśmy jednak problemy z zupą, złożyliśmy sobie życzenia, nawet wujek wyszedł z potrzasku, więc przyszedł czas na główną ucztę. I wtedy kolejny problem. W jadalni jest taki antyczny żyrandol który zapala się pociągając za sznurek. Ten jednak czasami się zacina i tak bylo tym razem. Światło zgasło, a my nie mogliśmy go zapalić. Dopiero po dwudziestu minutach udało się rozjaśnić pokój i w spokoju dokończyć jedzenie. Mimo tych wszystkich historii, Wigilia udała się w stu procentach ze względu na obecność całej rodziny. Wigilia w 30 osób to jest coś, co łączy każdego, a nam udało się to bez dwóch zdań. Dzięki wujkom, będzie co wspominać przez długie lata 🙂

Zostaw komentarz