Będzie dzisiaj nieco odmiennie, bez gotowania czy pieczenia. Będzie słów kilka o niesamowitym, totalnie magicznym miejscu na mapie Wrocławia. Towarzyszy ono nam od wielu lat, choć to „miejsce” zmieniało swoje „miejsce” kilka razy.
Nasza z nim historia…
Zaczęło się wiele lat temu. W niedzielne poranki czy przedpołudnia, korzystając z ładnej pogody wybieraliśmy się na targowisko na Niskich Łąkach. Mieszkaliśmy w okolicy Placu Grunwaldzkiego, więc spacerkiem przez Most Grunwaldzki lub kładkę przy zoo udawaliśmy się tam, gdzie życie tętniło jak nigdzie. Jako młode małżeństwo będące na dorobku zawsze znaleźliśmy coś dla siebie. Nasze dzieci uwielbiały to miejsce. Za grosze można było znaleźć taaakie skarby, można było się potargować czy popatrzeć jak robią to inni. Dzieci często wracały z dziwnymi zdobyczami, z których były niesamowicie dumne.
Handel kiedyś
Targowisko od początku gromadziło różnorakie grupy sprzedawców. To tutaj odbywał się główny handel używanymi rzeczami przywiezionymi z zachodu przez wystawkowiczów. Od drobnych gratów, zabawek, po meble i elektronikę oraz małe i duże agd. Często sprzedający nie wiedzieli co sprzedają i można było za grosze nabyć niezłe perełki.
Na bazarze można było znaleźć też zatrzęsienie chińskiej odzieży czy butów. Byli ludzie, którzy jak to niektórzy powiadali, pozyskiwali towar kradnąc w zachodnich galeriach. Tutaj stały babeczki, które na wzór butików handlowały w tygodniu na różnych wrocławskich targowiskach firmowymi ciuchami. Były też osoby sprzedające swoje „dzieła sztuki”: obrazy, dziwaczną biżuterię, różne ulepianki z gliny.
Handel dzisiaj i dlaczego mnie tam tak ciągnie…
To nadal miejsce gromadzące przede wszystkim osoby handlujące używanym towarem z zachodu. Część tych sprzedających wyspecjalizowała się i na handluje konkretnym rodzajem towaru. Są na przykład sprzedawcy sprzętu narciarskiego w zimie i rowerów w okresie od wiosny do jesieni. Są też handlujący konkretnymi sprzętami: ekspresami do kawy, odkurzaczami czy kosiarkami.
Ja jednak najbardziej lubię kartonowców… To raj dla takich osób jak ja. Bloger nie potrzebuje kupować kompletu talerzyków dla 6 osób, bo bardziej zadowoli go taki unikatowy, pojedynczy. Tu można przekopać pudło w poszukiwaniu dwóch widelczyków czy fajnej łyżeczki, albo w stosie niepotrzebnych gratów znaleźć małą buteleczkę czy metalowe lekko zardzewiałe siteczko. Często takie kartonowe wyprzedaże to złotówka lub dwie za sztukę, niezależnie od tego co to jest. U innych jest nieco drożej, ale trzeba się targować:
-„Foremki są po 9 zł”,
-„Jak wezmę dwie, to sprzeda pan po 6?”,
-„Niech będzie”
-„A taca za ile?”,
-„Taca za 7”,
-„To za wszystko może być 15 zł?”,
-„Niech będzie 15”
Nie zawsze się uda, ale zawsze trzeba próbować.
Ja regularnie odwiedzam kilka stoisk. To przede wszystkim mój ulubiony dostawca produktów tureckich: ciecierzyca, chałwa, sery, ajwar czy kasza bulgur. Kupuję u nich od dawna i z chęcią polecę ich sklep (orientalneklimaty.pl). Mam swoje stoisko na którym kupuję kawę do ekspresu oraz takie, które sprzedaje świetne sery. Jest pani u której regularnie kupuję czosnek, który nie pleśnieje i nie kiełkuje.
Na targu jest kilku sprzedawców przypraw, jest osoba sprzedająca produkty z Włoch, inna z Ukrainy. Często można spotkać pana Henryka z Trzebnicy sprzedającego swój cydr. Są panie wystawiające się z domowymi ciastami, ludzie z serami, wędlinami, ziołami, warzywami… Można powiedzieć, że znajdziecie tutaj wszystko.
Dzięki takiej różnorodności targowisko było zawsze miejscem przyciągającym tłumy. Dla mnie jedno z ciekawszych we Wrocławiu i zdecydowanie wolę trzy-czterogodzinny spacer tutaj na świeżym powietrzu niż sklepiki w jakiejkolwiek galerii handlowej.
Informacje:
„Niedzielne prezentacje kupieckie w Młynie Sułkowice”
Handel na bazarze odbywa się w każdą niedzielę na terenie kompleksu Młyn Sułkowice we Wrocławiu przy al. Poprzecznej 33/35, w pobliżu CH Korona oraz PH Młyn.
3 komentarze
Szkoda, że u mnie takiego bazarku nie ma.
Uwielbiam takie miejsca!
Można znaleźć prawdziwe skarby 🙂
Też uwielbiam to miejsce! A kartony to moje uzależnienie:-) Staram się sobie dawkować i nie jeździmy tam zbyt często, ale po jakimś czasie zaczynam tęsknić za tym klimatem (i ciastem jednej z pań…) i wybieramy się znów. Pozdrawiam serdecznie!